Pan Ślimak w zamkniętym muzeum
..ocknął się. W wielkiej sali panował półmrok. Podniósł głowę znad stołu, ból karku od razu dał o sobie znać. Rozmasował powolnie, chwiejnie wstając z krzesła. Podprał się ręką o biurko i rozejżał wokół – czując jak historia, z którą obcował na codzień zdaje się patrzeć w niego. Spojżał na zegarek. Myśli niepewne przebiegały mu teraz przez głowę niczym panorama drzew za oknem pędzącego pociągu. „Ktoś mnie ogłuszył” – pomyślał i zaraz potem odwrócił się i spiesznym krokiem udał się do swojego gabinetu. Szuflady, których zawartość znalazł na podłodze, podobnie wypruta zawartość szaf i biurka, rozlana na dywanie whyskey, potłuczona część skromnej zastawy – takim zastał swoje miejsce codziennej pracy. Wyszedł. Najistotniejsze rzeczy i tak znajdowały się w miejscu, które jako jedyne uważał za bezpieczne – w jego własnej głowie. Ból karku nie przestawał dawać o sobie znać. Pan Ślimak zabrał płaszcz i parasol z garderoby koryrarza i udał się do drzwi. Nacisnął klamkę – zamknięte. „Moje klucze” – pomyślał sięgając do pustej kieszeni płaszcza. Przeszukał drugą i kolejną kieszeń, po czym wrócił do biura. W nieładzie pojedynczych kartek papieru, dokumentów oraz książek nie mógł znaleść praktycznie niczego, co mogłoby przydać mu się w danej chwili. Telefon na policję nie był by tu najlepszym rozwiązaniem. Chwycił przewrócone krzesło i postawił je. Usiadł w zamyśleniu. Nie wiedział dokładnie, kto przeszukał jego biuro, wiedział natomiast czego szukano.